text-indent:50px Sometimes the wrong choices bring us to the right places.: Rozdział Drugi

.

.

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział Drugi

Ludzi nie spotykasz przypadkiem - oni pojawiają się na twojej drodze z jakiegoś wyższego powodu.

[muzyka]


Obudził ją wesoły śpiew ptaków i przebijające się przez firanę promienie wschodzącego słońca. Uchyliła delikatnie powieki i odnalazła stojący na etażerce zegarek. Kiedy do jej zaspanego umysłu dotarła odczytana informacja, jęknęła głośno i przewróciła się na brzuch, szczelnie zakrywając głowę poduszką. Nie pomogło nawet odrobinę. Do jej uszu nadal docierało pogodne ćwierkanie, które w tamtej chwili tak strasznie irytowało. Po blisko trzydziestu minutach dała za wygraną. Sen, mimo usilnych próśb, gróźb i przeróżnych metod, nie nadszedł. Westchnęła i przeciągnęła się, odrzucając jednocześnie na bok złocistą kołdrę.
Nie podniosła się jednak od razu. Z czułością przyglądała się swojej nowej sypialni. Nie była za duża, ani też za mała. Było to średniej wielkości pomieszczenie o kwadratowym kształcie. Na każdym kroku podkreślono barwy jej domu: złoto i czerwień, a ogromne, zajmujące jedną ze ścian, okno, wpuszczało do wewnątrz calutką masę rozmigotanych promieni, sprawiając, iż było jeszcze bardziej przytulnie. Wydawać by się mogło, że sypialnię przygotowano specjalnie pod jej osobę - prosto, ale jednocześnie gustownie. Jasne, sosnowe łóżko było zdecydowanie większe od tego, które zajmowała w Norze, a cztery kolumny z czerwonymi kotarami wręcz zachęcały, aby się na nim położyć i już nigdy z niego nie wstać. Po jednej stronie ustawiono etażerkę z budzikiem, a po drugiej nie za wysoką szafę z szufladami, w której bez problemu pomieściła większą część swoich rzeczy. Po przeciwnej stronie pokoju postawiono szafę, regał z najróżniejszymi książkami, a tuż przy drzwiach zmieściło się nawet niewielkie biurko.
Roześmiała się pogodnie i podniosła z łóżka. Miała fantastyczny humor. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie śnił jej się ani jeden koszmarny sen. Nie miała pojęcia, czy tak działa na nią ten zamek, czy raczej to pomieszczenie. Zanurzyła bose stopy w puchowym, czerwonym dywanie, a następnie porwała z oparcia krzesła ręcznik i wpadła do łazienki.
Szybki, letni prysznic przyniósł natychmiastowe orzeźwienie i zmył z niej resztki snu. Okryła ciało ręcznikiem i przetarła zaparowane lustro. Nie zaskoczyło jej to, co zobaczyła. Włosy miała napuszone i sterczące na wszystkie możliwe strony. Cera była szara i ziemista, a gdzieniegdzie nadal widniały malutkie blizny i nacięcia. Oczy miała przekrwione i napuchnięte od płaczu, a tuż pod nimi można było dostrzec wyraźne cienie. Westchnęła. Napięcie ostatnich kilku miesięcy wyraźnie odbiło się na jej wyglądzie. Schudła, stała się nerwowa i przewrażliwiona, a wszystkie emocje starała się kryć gdzieś głęboko w sobie. Momenty takie jak poprzedniego wieczoru zdarzały się tylko wtedy, kiedy miała pewność, że nikt jej nie widzi i były raczej formą zebrania się w sobie. Łzy oczyszczały ją ze wszystkich wyrzutów, koszmarów i wspomnień, dając na krótki okres siłę i motywację do działania.
W tamtym momencie wydawało jej się, że nic nie jest w stanie zniszczyć tego fantastycznego humoru. Na ten jeden, krótki moment zapomniała o prześladujących ją od miesięcy wspomnieniach. Ale przecież teraz w ogóle ma być inaczej! Nauka i Hogwart pochłonie ją do reszty. Skupi się na tym, co uwielbia najbardziej. Uśmiechnęła się i spryskała twarz chłodną wodą.
Narzuciwszy na siebie mundurek i szkolną szatę, pochwyciła torbę i, nucąc wesoło pod nosem, wyparowała z sypialni. Przemierzając pokój wspólny, pomachała siedzącej na kanapie Hannie, a będąc tuż przy drzwiach, pokręciła głową z uśmiechem i zajrzała do torby, aby upewnić się, czy na pewno wzięła wszystko. W momencie, kiedy chciała wyjść, portret sam się przed nią otworzył. Hermiona uniosła głowę z roztargnieniem, a dobry humor uleciał z niej szybciej niż się spodziewała. W głowie delikatnie jej się zakręciło, a po plecach przeszedł dreszcz. Stalowoszare oczy odnalazły ją niemalże natychmiast. Przez dłuższą chwilę wyglądał tak, jakby się nad czymś zastanawiał. 
Czy tak będzie wyglądał jej każdy poranek? Czy za każdym razem będzie musiała oglądać tą znienawidzoną twarz? Czy za każdym razem, ilekroć ich tęczówki się spotkają, przed oczami Hermiony będą przelatywać jej te wszystkie obrazy? Wspomnienia, których za wszelką cenę chciała się pozbyć?
I ledwo przez głowę Hermiony przecisnął się owy żal, natychmiast go stłamsiło nowe, nieposkromione uczucie. Oburzenie i złość wymieszane z niedowierzaniem. Powrócił bunt z poprzedniego wieczoru i palące uczucie niesprawiedliwości. Wyprostowała się i rzuciła mu pełne obrzydzenia i nienawiści spojrzenie. Był śmierciożercą. Zabijał tak jak oni. Tak samo brutalnie i bez skrupułów jak oni. Dołączył do nich, spowodował śmierć Dumbledore’a!
Kiedy otwierał usta, by coś powiedzieć, wzięła głęboki wdech. Wyciągnął dłoń, aby ją zatrzymać, ale udało jej się go wyminąć.
- Cholera jasna, Granger! – warknął, ale go nie usłyszała. 
Musiała porozmawiać z dyrektorką. MUSIAŁA! I to natychmiast.

a

Hermiona przemierzała korytarze z prędkością światła. W jej głowie nieustannie toczyła się walka. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jaki był tego cel i gdzie w tym wszystkim ukryto jakikolwiek sens? Po jaką cholerę Draco wrócił go szkoły i dlaczego McGonagall się na to zgodziła?! Dotarła do kamiennej chimery, a wściekłość wezbrała się w niej ze zdwojoną mocą.
- Hasło?
Rozszerzyła oczy w zdumieniu. Poprzedniego dnia było niepotrzebne. Ten stwór sam wiedział, że ma ją wpuścić.
- Nie znam, ale muszę się pilnie zobaczyć z dyrektorką.
- Bez hasła nie ma przejścia.
- Cholera jasna! – krzyknęła, a z każdą kolejną minutą była coraz bardziej zła.
- Panna Granger? Co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?
Hermiona obróciła się w miejscu i spłonęła rumieńcem.
- Pani dyrektor, ja… To ważne. - Spuściła wzrok.
McGonagall przyglądała jej się przez chwilę w milczeniu, a następnie skinęła głową.
- Rozumiem. Pieprzne diabełki – rzuciła w kierunku chimery, a ta natychmiast odskoczyła, ukazując przejście. 
Hermiona poczłapała za nauczycielką, a z każdą sekundą rodziło się w niej coraz większa ilość wątpliwości i zmieszania. Początkowa wściekłość i agresja ulatywała z kolejnym pokonanym schodkiem, aż w końcu, kiedy dotarły do drzwi, pozostał już jedynie wstyd i gigantyczne wątpliwości. McGonagall przemierzyła swój gabinet i usiadła za biurkiem, patrząc na Hermionę pytającym wzrokiem. Dziewczyna westchnęła cichutko, opadła na jedno z krzeseł i utkwiła wzrok w swoich kolanach. Przez kilkanaście długich minut panowała niezręczna cisza, a w głowie Hermiony ponownie rozgrywała się bitwa w poszukiwaniu odpowiednich argumentów, a przede wszystkim sposobu na rozpoczęcie tego drażliwego tematu. Gdzieś głęboko w jej głowie czaiła się również myśl, że jeżeli za moment nie rozpocznie rozmowy, McGonagall wyrzuci ją z gabinetu, narzekając, że ma ważniejsze rzeczy do roboty.
- Jak minęła noc, panno Granger?
Hermiona uniosła głowę i zauważyła, że dyrektorka nie jest ani zła, ani zażenowana. Wręcz przeciwnie - jakby rozumiała, że powód, dla którego się tutaj znalazła, jest dla niej niezręczny i w jakiś sposób kłopotliwy.
- W porządku – odpowiedziała ostrożnie.
- A jak podoba ci się twoja nowa sypialnia?
Przy tym pytaniu Hermiona odnotowała, że oczy dyrektorki jakby rozbłysły, zupełnie jak kiedyś oczy Albusa. Zastanawiała się, czy McGonagall zrobiła to nieświadomie, a owe odruchy są nawykiem nabytym poprzez wieloletnią współpracę z Dumbledorem, czy może raczej uczyniła to celowo.
- Jest fantastyczna – wymruczała Hermiona, nadal bijąc się z myślami. – Zastanawiam się jednak, dlaczego w tym roku jest aż czterech prefektów naczelnych, pani profesor.
McGonagall pochyliła się delikatnie do przodu, podpierając podbródek na jednej z dłoni i zmrużyła oczy niczym kotka. Hermiona zrozumiała, że nauczycielka zaczyna rozumieć, dokąd zmierza ta rozmowa.
- Prefekci konsultują się z opiekunem swojego domu, aby przekazywać pozostałym jego członkom niezbędne informacje. Jak zapewne doskonale wiesz, Hermiono, prefektów wybiera się dwóch na piątym roku z każdego domu, co daje nam ośmiu co rok. Z tej niewielkiej grupki wybiera się tych, którzy najbardziej zasłużyli się dla szkoły. Prefekt naczelny to osoba, która ma władzę nad innymi prefektami i której powierza się najważniejsze i najpilniejsze sprawy. Do tej pory wybieraliśmy jedynie dwóch, uważając, że tylu was wystarczy. Niestety, biorąc pod uwagę aktualną sytuację, stwierdziliśmy, że przyda nam się wsparcie.
- Nam? – Uniosła pytająco brwi. – Myślałam, że Minister już się nie miesza w sprawy Hogwartu.
- Tak, panno Granger, nam.
Nauczycielka uśmiechnęła się łobuzersko i oparła się z powrotem, a Hermionie serce zabiło gwałtowniej na dźwięk owego głosu. Uniosła nieśmiało głowę i rozdziawiła usta. 
Albus Dumbledore patrzył na nią znad swoich okularów połówek, a spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu było tak przeszywające, że Hermiona poruszyła się niespokojnie na swoim krzesełku.
- Jesteśmy po wojnie. Zamek był zniszczony, ale nie to najbardziej nas martwi. W takim okresie najczęściej pojawiają się bunty czy próba sprzeciwu ze strony czarnej magii. Potrzebujemy zjednoczenia bardziej niż kiedykolwiek do tej pory, a czterech prefektów naczelnych, po jednym z każdego domu, ma być tego symbolem. Macie współpracować, Hermiono. - Jego ton nagle się zaostrzył, a twarz przeszył cień. Hermiona nie wiedziała, czy jest to wynik gry światła.
Współpraca. Czy on nie wymagał za dużo? Zawsze starała się likwidować wszelkiego rodzaju spory, ale załagodzenie sytuacji między nią a Malfoyem wydawało jej się niemożliwe! Wpatrywała się w oczy byłego dyrektora, a z każdą sekundą rosło w niej coraz większe oburzenie i wściekłość. W końcu przeniosła wzrok na McGonagall i odparła:
- Obawiam się, że to jest niemożliwe. Współpraca pomiędzy czterema domami nigdy nie wychodziła nam za dobrze. Zawsze jeden z nich, a pani doskonale wie który, stwarzał najwięcej problemów. Nie wydaje mi się, aby tym razem było inaczej, zwłaszcza…
- Panno Granger! – nauczycielka przerwała jej gwałtownie, a Hermiona spłonęła rumieńcem gniewu. Nie zauważyła, że każde wypowiadane przez nią słowo staje się coraz głośniejsze, stanowcze i ostre. Twarz McGonagall także straciła łagodny wyraz. - Nie wyraziliśmy się jasno? Macie współpracować. Raz w miesiącu będą zebrania. Chcemy udoskonalać nasz system, a najlepiej uczynimy to w momencie, kiedy poznamy spojrzenie z waszej strony. - Podniosła się z krzesła i spojrzała na Hermionę znacząco. - Wierzę, że dołożysz wszelkich starań, aby ta szkoła stała się lepszą niżeli osiem lat temu, kiedy pojawiłaś się tu po raz pierwszy.
Hermiona również podniosła się z miejsca. Przez moment obawiała się, że nogi odmówią jej posłuszeństwa. Dłonie, w których trzymała swoją torbę, niebezpiecznie drżały i nie próbowała już kryć oburzenia.
- Czy możemy spać we własnych domach? – rzuciła ozięble.
- Jeżeli czujesz taką potrzebę i nie patrolujesz danego wieczoru korytarzy - oczywiście.
Obie stały teraz naprzeciwko siebie i mierzyły się wzrokiem.
- Miałam na myśli to, czy mogę się tam przenieść.
- Z powodu? - McGonagall uniosła brwi.
- Malfoya. - Hermiona z trudem wypowiedziała jego nazwisko, a profesorka delikatnie pobladła.
- Hermiono - ton jej głosu był tak przeraźliwie łagodny i jakby przerażony, że Hermionę na moment zbił z tropu - musisz zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jakie ci się wydaje. Pan Malfoy…
- Jest jednym ze śmierciożerców! – przerwała oburzona, a jej głos stopniowo przeszedł w krzyk. - Mordował, knuł, torturował, a teraz jak gdyby nigdy nic będzie sobie chodził po szkole, która ma być odzwierciedleniem naszej potęgi?! 
- Panno Granger…
- Symbolem tego, że nasz świat wraca do normalności?! Ma z nami współpracować, aby doskonalić coś, co praktycznie zniszczył?!
- Hermiono…
- On nie ma prawa tutaj być! Nie ma prawa! Powinien razem z ojcem zajmować jedną z cel w Azkabanie, a pani pozwoliła mu na to, żeby tu wrócił i puszył się jeszcze bardziej niż do tej pory! Pozwoliła pani, aby..
- Dość! 
Hermiona uciszyła się natychmiast. Zrozumiała, że przekroczyła niewidzialną granicę. I chociaż w tej chwili usta McGonagall były tak zaciśnięte, że aż pobielały, to w momencie kiedy przemówiła, jej głos był łagodny, ale zarazem stanowczy. Hermiona zrozumiała, że dyskusja właśnie się zakończyła.
- Patrole rozpoczynacie od dzisiejszego wieczoru. Ponieważ jest was dużo, zmieniamy system. Co wieczór, aby zapobiec niepotrzebnym problemom i sprzeczkom, będziecie się zmieniać. Dziś wieczór patrolujesz wraz z Malfoyem. Jutro z Hanną, a pojutrze z Terrym. W najbliższą sobotę jest pierwsze spotkanie grona pedagogicznego oraz prefektów naczelnych. Każdy z was ma jeden dzień w tygodniu wolny, a ustalimy to na najbliższym zebraniu. - Hermiona już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale dyrektorka podniosła głos: - To wszystko, panno Granger! 
Wściekła zarzuciła torbę na ramię i podeszła do drzwi. Z jedną dłonią na klamce odwróciła się w stronę dyrektorki i wyrzuciła na bezdechu i z obawą, że przesadzi:
- Gdyby nie on, profesor Dumbledore nadal by żył.
McGonagall pozostała niewzruszona. Stała z kamienną twarzą i ustami zaciśniętymi jeszcze mocniej niż przed chwilą. Jedynie po zaciśniętych pięściach można było się domyślić, że to zdanie wyraźnie ją dotknęło.
- Czasami, panno Granger, coś się dzieje, bo musi, a my powinniśmy pozostać jedynie biernymi obserwatorami. - Spokojny głos Albusa dotarł do jej uszu, ale ona nie dała się zbić z tropu. Zrozumiała ową wypowiedź ledwo rozpoczął zdanie. Jej umysł zadziałał sam.

- A co było z wami? – zapytał Harry.
- Ja wróciłam bez przeszkód – odpowiedziała Hermiona. – Doprowadziłam Rona do stanu używalności… trochę to trwało… pobiegliśmy do sowiarni, żeby przesłać wiadomość, ale spotkaliśmy Dumbledore’a w sali wejściowej... już wiedział… bo powiedział tylko: „Harry już tam jest, tak?” i popędził na trzecie piętro.
- Myślisz, że on chciał, żebyś to zrobił? – zapytał Ron. – Przecież wysłał ci tę pelerynę - niewidkę i w ogóle.
- No wiecie – wybuchnęła Hermiona. – Jeśli tak było… to znaczy… to okropne… mogłeś zginąć.
- Nie, to nie tak – powiedział Harry z namysłem. - To dziwny facet, ten Dumbledore. Myślę, że chciał mi dać szansę. Chyba wiedział, co się tutaj dzieje. Wiedział, co zamierzamy zrobić i, zamiast nas powstrzymać, pomagał nam, żebyśmy potrafili tego dokonać. Uczył nas.

Ale teraz już wiedziała, że to nie była taka nauka, o której wtedy rozmawiali. To był plan. Skomplikowany i rozłożony w czasie. Mający na celu tylko jedno.
- Dla większego dobra, panie profesorze? – rzuciła ozięble i z pewnym rodzajem satysfakcji zauważyła, że wesołe ogniki w oczach Albusa oraz serdeczny uśmiech znikają, aby ustąpić miejsca zakłopotaniu, a może nawet gniewu?
- Tak, Hermiono, dla większego dobra…
Ale ostatniej części jego wypowiedzi Hermiona już nie słyszała. Wciągnęła powietrze oburzona i wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. Nim zbiegła po schodach w dół, oparła się o delikatnie chropowate drewno i wzięła trzy głębsze oddechy, aby się uspokoić. Do jej uszu dotarły przytłumione głosy.
- No nie wiem, Albusie. Ona ma sporo racji.
- Nic im się nie stanie, Minerwo. To przeznaczenie, a o nim decydować nie można.

a

Siedziała w Wielkiej Sali i grzebała widelcem w swojej jajecznicy. Swoje brązowe oczy utkwiła w jasnej sylwetce Dracona. Była wściekła. Nie potrafiła zrozumieć, jak dwoje tak mądrych i wykwalifikowanych czarodziei przystało na coś tak idiotycznego i niedorzecznego! Dla większego dobra! Też coś! Ciekawa była, kiedy oboje się zorientują, że to bardziej zaszkodzi niżeli pomoże. Już teraz, a widziała to doskonale, biorąc pod uwagę to, że siedziała niemalże naprzeciw niego, czuł się jak ryba w wodzie. Rozmawiał ze swoimi dawnymi kolegami, a na jego twarzy czaił się uśmiech satysfakcji i pogardy. Nigdy nie uwierzy w to, że ten człowiek mógłby się zmienić. Nigdy!
W pewnym momencie stalowoszare oczy odnalazły owe ciepłe, roziskrzone, tak intensywnie w niego wpatrzone. Gdyby wzrok potrafił zabijać, od przeszło trzydziestu minut byłby martwy. Gniew i bunt sprawił, że ciało Hermiony przeszywał dreszcz za dreszczem. Jej dłoń mocniej zacisnęła się na widelcu, który teraz delikatnie drżał. Całą siłą woli powstrzymywała się od tego, aby pochwycić różdżkę i cisnąć w niego zaklęciem. Jakimkolwiek. Kiedy ich oczy się spotkały, po raz pierwszy nie odwróciła wzroku. Nie uciekła niczym speszona dziewczynka i nie zarumieniła się. Ona spłonęła! Potężny szkarłat oblał jej twarz w momencie, kiedy na jego twarzy pojawił się ten drwiący uśmiech!
- Ciekawa jestem, kto pozwolił mu wrócić – usłyszała równie mocno zbulwersowany głos tuż przy swoim uchu i aż podskoczyła, kiedy ktoś opadł na ławce przy niej.
Odwróciła twarz i odetchnęła z ulgą. Ginny przez moment wpatrywała się w Malfoya z nienawiścią, aż w końcu pochwyciła dwa tosty i słój dżemu.
- Jak McGonagall mogła się na to zgodzić?! – wybuchnęła po chwili i spojrzała na Hermionę zaróżowiona od gniewu. 
Przez chwilę patrzyły sobie w oczy, a następnie ponownie obrzuciły Dracona nienawistnym spojrzeniem. Przez moment Hermionie wydawało się, że delikatnie się zmieszał, ale kiedy zamrugała, na jego twarzy dostrzegła jedynie drwinę i delikatne znudzenie.
- Dla większego dobra – wyszeptała tak cicho, że tylko siedząca przy niej Ginny mogła to dosłyszeć.

a

Hermiona zajęła swoje tradycyjne miejsce na tyłach klasy, gdzie zazwyczaj siadała z Ronem i Harrym. Tuż obok niej opadła Ginny, uśmiechając się nieśmiało. Hermiona nieustannie zapominała o tym, że skoro powtarza ostatni rok, to automatycznie znalazła się w jednej klasie z Rudą. Odwzajemniła uśmiech i schyliła się po książkę, na której wyraźnie odbiła się ich tułaczka. Niektóre strony były postrzępione, tu i ówdzie widniały kępki trawy, a niemalże cała była powyginana pod wpływem wilgoci, która panowała w namiocie. Nie było to jednak problemem. Znała przecież ten podręcznik na pamięć. Nie tylko w teorii, ale również w praktyce...
W klasie panował harmider. Nie było dla niej zaskoczeniem, że obronę przeciw czarnej magii mają razem ze Ślizgonami. Zawsze tak było. Przetarła dłonią książkę i rozejrzała się dookoła. Klasa zmieniła się diametralnie. Podczas sześciu lat nauki w tym zamku co roku owa klasa należała do innego nauczyciela. W związku z tym jej wystrój zmieniał się z każdym kolejnym. Teraz była tu cała masa poustawianych na regałach książek, a ściany pokryły ilustracje podobne do tych, które wisiały tu za czasów Snape’a.
Podczas obserwowania jednego z obrazów jej wzrok spoczął na Malfoyu. Siedział w najbardziej odległym kącie, a tym, co ją najbardziej zaskoczyło było to, że ławkę zajmował samotnie. Podbródek oparł na dłoni i obserwował coś za oknem.
Nie miała jednak zbyt wiele czasu, aby się nad tym zastanawiać. Do klasy właśnie weszła nowa nauczycielka i w sali natychmiast zaległa cisza. Wszystkie oczy zwróciły się teraz na postać jasnowłosej kobiety stającej przy katedrze. Wszystkie poza stalowoszarymi.
- Witam, nazywam się Valerie Foster  i będę was nauczać obrony przeciw czarnej magii. Mam utrudnione zadanie, ponieważ, w przeciwieństwie do innych nauczycieli, w Hogwarcie jestem po raz pierwszy i zupełnie was nie znam, jednakże wiele o was słyszałam. – Uśmiechnęła się pogodnie. Hermiona mogłaby przysiąc, że kobieta jest niewiele starsza od niej. – Przekazano mi również spis materiału, który już przerobiliście, oczywiście ten podręcznikowy – roześmiała się perliście – i uważam, że, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, chyba najlepiej będzie przejść do zaklęć, które umożliwiają ukrycie naszej obecności.
W tym momencie przybrała dużo bardziej poważny ton. Jej oczy się zwęziły i bacznie obserwowały klasę.
- Zaklęć takich jest cała masa i na pewno są bardzo przydatne. Oczywiście nie sugeruję, że będą wam one potrzebne tak bardzo jak kilka miesięcy temu, ale wiem od dyrektorki, że duża część tej klasy chce zostać aurorem po zakończeniu szkoły. Jak zapewne większość z was wie, każdy z aurorów musi przejść specjalistyczne szkolenie, gdzie tego typu zaklęcia są wręcz priorytetowe.
Foster wzięła głęboki wdech i z nieznanymi klasie ognikami rozejrzała się dookoła. W końcu jej zielone oczy zatrzymały się na Hermionie i nim zdążyła zadać pytanie, cała klasa zaczęła bacznie ją obserwować, wiedząc, co za moment się wydarzy.
Ale nie stało się to, co zazwyczaj. Ręka Hermiony nie wystartowała w powietrze, nie podniosła się z ławki do odpowiedzi i nie wykrzyknęła na wdechu wszystkiego, co wie na ten temat. Na jej twarzy wykwitły potężne rumieńce, a po plecach przeszedł ją dreszcz. Oczy rzuciły niepewne spojrzenie na boki. Na ustach Ślizgonów czaiły się szydercze uśmiechy. Gryfoni natomiast byli wyraźnie zaciekawieni. Nie dziwiło jej to. Ilu z nich wiedziało, co tak naprawdę się wydarzyło? Oczywiście świat obiegła informacja, że to ona, Harry i Ron przyczynili się do pokonania Voldemorta, że odbyli wielotygodniową tułaczkę, ale ilu z nich tak naprawdę zadawało sobie z tego sprawę? Z tego niebezpieczeństwa, zagrożenia, obawy? Z tego palącego głodu i pragnienia, strachu o to, że za chwilę ktoś ich odnajdzie, że cały plan, który codziennie budowali i powtarzali od nowa legnie w gruzach?
Uniosła oczy i odnalazła twarz nauczycielki. Łagodny uśmiech, zrozumienie, a nawet dodanie otuchy. Poprawiła się nerwowo na krześle, chrząknęła i wyszeptała niepewnie:
- Salvio hexia. – Głos jej delikatnie drżał. 
Nie było już osoby, która by na nią nie patrzyła. Znikły ironiczne uśmiechy, a napięcie i zaciekawienie wzmogło się przeogromnie. W dodatku w klasie zrobiło się duszno i Hermionie aż zakręciło się w głowie. Wzięła głębszy oddech i całą siłą woli skupiła się na ignorowaniu stalowych tęczówek, których spojrzenie wyraźnie na sobie czuła.
- Protego totalum. – Nie potrafiła. 
Drzemiące w niej uczucie niesprawiedliwości i buntu dało o sobie znać. Nie miał prawa tu być. Jej oczy odnalazły bladą cerę, a w okolicy serca coś jej zadrżało. Gniew. Wściekłość. Nie umiała nad tym panować. Jego twarz nie wyrażała totalnie nic i chyba to wkurzyło ją jeszcze bardziej. Ewentualnie delikatne znudzenie, które okazywał, ponownie wpatrując się w okno.
- Repello mugoletum. – Głos Hermiony przybrał na sile. 
Emocje w niej buzowały i najprawdopodobniej dało się to wyczuć, bo odwrócił twarz w jej stronę. Trzydzieści sekund zajęło im odnalezienie swoich oczu. Nie spuszczali z siebie wzroku nawet wtedy, kiedy głos ponownie zabrała nauczycielka.
- Wspaniale! Trzydzieści punktów dla Gryffindoru! Czy ktoś jeszcze zna jakieś zaklęcia?
Malfoy prychnął i niechętnie odwrócił wzrok, aby spojrzeć na profesorkę.
- Naprawdę uważa pani, że to wystarczy? Kawałek patyczka, trzy zaklęcia i już? Jesteśmy bezpieczni? – ironizował, a cala klasa wstrzymała oddech.
- Obawiam się, że nie…
- Oczywiście. – Wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu. – Nie rozumie pani, ale pomimo wszystko stoi tu przed nami i próbuje nauczyć, jak skutecznie się bronić!
Cisza aż brzęczała w uszach Hermiony, a wściekłość wzmogła się jeszcze bardziej. A więc po to wrócił? Żeby ironizować i wyśmiewać metody nauczania? Otworzyła usta z oburzenia, ale uciszył ją jednym spojrzeniem. Tak przenikliwym, że aż poczuła dreszcze na plecach. Stalowoszare tęczówki wypełnił nieznany błysk, a niesamowicie blada cera wyostrzyła się. Hermiona utkwiła w nim swoje oczy  i, pomimo wszystko, nie umiała odwrócić wzroku. Obraz jej się rozmazał, a do uszu docierało już tylko to, co wypływało z ust Malfoy’a.
- Czarna magia to potęga, której większość z czarodziei nie potrafi zrozumieć. Jak więc możemy mówić o obronie, skoro nie mamy pojęcia przed czym się bronić? Ten rodzaj magii nie bez przyczyny nazywany jest „czarną”. Uzależnia. Kusi, a następnie pochłania. Kiedy raz ją pochwycimy, nie ma odwrotu. Człowiek jest podatny na obietnice, a czarna magia rzuca ich całe mnóstwo. – Jego głos przeszedł w szept, ale pomimo to Hermiona słyszała go wyraźnie. Nikt nie odważył mu się przerwać. – Dopiero po jakimś czasie orientujesz się, że to wszystko brnie za daleko. Że nie chodzi już tylko o ciebie, ale o rodzinę…

- Co mu się stało?
- Jest rozszczepiony. Harry, prędko, w mojej torebce jest buteleczka z napisem „Esencja dyptamu”…
- W torebce… zaraz…
- SZYBKO!

- O przyjaciół i najbliższych...

- Nie.
- Nie.
- Harry. HARRY!

- Ale wtedy już jest za późno. I nie chodzi o to, abyś przeżył. Chcesz ratować ich. Twój ból i cierpienie nie mają znaczenia.

- Crucio!
- HERMIONO! Nie! HERMIONO!
- Skąd macie ten miecz? Skąd?!
- Znaleźliśmy go… znaleźliśmy… NIEEE!

- I możesz się ukrywać, rzucać te cholerne zaklęcia – głos Malfoya delikatnie zadrżał – ale on... On i tak cię odnajdzie, nieważne, jakich zaklęć użyjesz.

- Daj spokój, Hermiono, dlaczego jesteś taka uparta? Vol…
- HARRY, NIE!
- ...demort szuka Czarnej Różdżki!
- To imię jest Tabu!

Hermiona poderwała się z krzesełka w tym samym momencie, w którym Draco zakończył swój wywód. Wszystkie pary oczu zwróciły się w jej kierunku, ale ona tego nie dostrzegła. Patrzyła z niedowierzaniem na Malfoya, a głowa rozbolała ją od kolejnych wspomnień, które próbowały się dostać do jej świadomości i które skutecznie blokowała. Stalowoszare tęczówki na moment zelżały. Wykonał nawet delikatny ruch w jej stronę.
- Granger…
Pochwyciła swoją torbę i wybiegła z klasy.
- Hermiona! – Ginny poderwała się z miejsca, ale Hermiona właśnie zatrzaskiwała drzwi z hukiem. 
Dopiero za nimi poczuła się bezpieczna. Oparła się o chłodną ścianę i zjechała po niej w dół, opadając bezwiednie na podłogę. W jej głowie echem odbijały się słowa Dracona, a ona sama czuła się tak, jakby przebiegła tysiące mil. Dlaczego to powiedział? Przecież był jednym z nich! Po jaką cholerę szukał usprawiedliwienia?! Dlaczego wyrzucał z siebie to wszystko?!
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Otarła szybko spływające łzy i podniosła się gwałtownie z podłogi. Jej oczy rozszerzyły się w zdziwieniu i na chwilę zbił ją z tropu. Na moment. Kiedy upewnił się, że są sami na korytarzu, domknął drzwi i podszedł do niej stanowczym krokiem. Jego twarz była bledsza niż pięć minut temu. Ręce zacisnął w pięści, a cienie pod oczami stały się jakby wyraźniejsze. Widać było, że ten gest sporo go kosztuje. Nie wypowiedział ani jednego słowa. Stał i patrzył, wyraźnie zastanawiając się nad tym, jak zacząć. Prychnęła.
- Pieprzona tchórzofretka! – wysyczała tuż przy jego twarzy i schyliła się po torbę. – Nie potrafisz nawet wziąć odpowiedzialności za śmierć tych wszystkich ludzi! – odwróciła się, ale nie odeszła zbyt daleko.
- Nie usprawiedliwiam się. – Jego chłodny, obojętny ton doprowadzał ją do szału.
- Nie? Uzależnia. Kusi, a następnie pochłania! To jest twoja linia obrony?! Po to tu wróciłeś?! Aby utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że ty i twoja arystokratyczna, wyniosła rodzina zostaliście do tego zmuszeni?! Że to nie była wasza wina, że wam kazał?! – Po jej policzku spłynęła łza. Łza bezsilności i gniewu. Gdyby tylko mogła wyciągnąć różdżkę... - Jesteś żałosny, Malfoy! – warknęła i odwróciła się, aby odejść, ale pochwycił ją za łokieć i przyciągnął do siebie.
Jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, a oczy drgały niebezpiecznie. Hermiona pisnęła przerażona.
- Wydaje ci się, że wiesz wszystko, a tak naprawdę nie masz o niczym pojęcia, Granger – wyszeptał jej niemalże do ucha. – Jesteś taka sama jak Dumbledore! Dla większego dobra – prychnął. – Nic nie rozumiecie. Ani ty, ani święty Potter, ani ta cholerna nauczycielka. 
Gdzieś w oddali rozbrzmiał dzwonek. Puścił jej rękę, poprawił szaty i pomknął korytarzem. Pogłębiła oddech i schyliła się po książki, które upuściła. Dla większego dobra. Ile razy jeszcze to usłyszy? I co Dumbledore ma z tym wspólnego?
______________________________________________
Mamy nadzieję, że teraz czterech prefektów i ich ulokowanie jest dosyć dobrze uargumentowane i nie budzi już takiego sprzeciwu :)
Fragmenty pisane kursywą są wycinkami z książek.

13 komentarzy :

  1. Mowa Draco mnie trochę przeraziła. Mówił o czarnej magii jak Snape. Z takim uczuciem, przejęciem. Ja bym się bała na miejscu tej nauczycielki. W sumie, to po co ona, skoro Malfoy wie lepiej? Niech on uczy. :D Wyjdzie na to, że ludzie z OPCM wyniosą tylko znajomość Zaklęć Niewybaczalnych. XD A tak poważniej, to straszny samolub się z tego Dumbledore'a zrobił, nie uważacie? Nawet po śmierci nie daje im spokoju, wszędzie musi wpychać ten swój garbaty nochal z okularami połówkami. Każdy normalny człowiek odpoczywałby po śmierci z cherubinami (?), a nie ingerował w sprawy Hogwartu. To po co McGonagall? Dla ozdoby? Zachowania pozorów? I jeszcze te interwencje Ministra do Hogwartu... Aż się Knot i Umbridge przypominają. ;>
    Miałam się rozpisać tak ładnie, ale jakoś mam lenia. XD Może kiedyś. :D Pana Wena nie ma się na zawołanie. :D
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Czy w tytule nie powinno być "(...) pojawiają się na twojej DRODZE z jakiegoś (...)"? ;>

      Usuń
    2. Kochana, Knot i Ubridge chcieli mieć wpływ na Dumbledore'a. Chcieli go kontrolować, manipulować jego decyzjami etc. Kingsley natomiast współpracuje z McGonagall "po dobroci". Ona sama chce ustalić jakiś nowy ład i porządek, a jako nowy dyrektor Hogwartu pragnie go stworzyć tak, aby był silny, zgodny z założeniami nowego Ministra i przetrwał kolejne lata :) Co do nauczania OPCMu przez Draco... kto wie, co będzie robił po Hogwarcie xD

      Usuń
  2. Okej... Ostatnio kiedy czytam, mam lekką pustkę w głowie i nie wiem, co powiedzieć. Trzeba się wysilić.
    Niekoniecznie podoba mi się Hermiona-histeryczka. No bo, chcąc nie chcąc, jest histeryczką. Wiem, że widziała więcej niż inni, ale ostatnie rozdziały Insygnii Śmierci ukazały ją taką, jaką była. I co? I nagle, kiedy wszystko dobiegło końca, nagle akurat wtedy przyszła wielka zmiana? To lekko demotywujące. Szok po tym wszystkim? Kurczę, nie mogę jej sobie takiej przyswoić. Czuję się, jakbym czytała o kimś innym.
    I przemowa Dracona. Wszystkich wbiło krzesła włącznie z nauczycielką. W sumie nowa i młoda, miała prawo. Swoją drogą chciałam zwrócić uwagę na długie wypowiedzi. To trochę nienaturalne, kiedy ktoś mówi, mówi i nikt mu nie przerywa. Byłam też trochę zaskoczona, że McGonagall tyle czasu jechała "Panno Granger", "Hermiono", zamiast wziąć i porządnie jej przerwać. Jeśli Hermiona jest niekanoniczna, to co dopiero Minerwa...
    Dramione nigdy mnie nie przekonywało właśnie dlatego, że był problem z utrzymaniem skurwysyństwa Dracona, lub inteligencji Hermiony. Tutaj mamy skurwysyńskiego Dracona - jestem na tak, choć on też powinien trochę przystopować, nie przesadzać z wzruszającymi mowami i tak dalej... Łatwo dał się wyprowadzić z równowagi i zachęcić do wyznań. Ale większy problem właśnie z Hermioną. Pieprzyć inteligencję, niech ona się opanuje i nie dre japy przy każdej lepszej okazji! XD Kocha zadawać pytania, więc dlaczego poszła do McGonagall i zaczęła się wydzierać, zamiast... zapytać? Gdzie jej inteligencja? Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że skoro Minerwa wpuściła Malfoya do szkoły, to coś jest na rzeczy?
    Wzięłyście sobie cholernie, cholernie trudne zadanie. Napisać w pełni kanoniczne Dramione... To trudne, jednak mam nadzieję, że podołacie i wkrótce Hermiona stanie się Hermioną, a nie jej imitacją, niewyraźnym cieniem. Wiem, że macie genialny plan, tylko jeśli to ma być w pełni kanoniczne, to nie zapominajcie o tym, że Rowling postacią też nadała charaktery! Jestem pewna, że dacie radę. Spróbujcie poznać swoich bohaterów na nowo, zastanowić się, jakie dokładnie charaktery powinni mieć i jakie odruchy im towarzyszą. To może pomóc, bo choć sama jestem zwolenniczką improwizacji w sprawach charakteru, wiem, że dostosowanie się do planu bywa czasem lepszą metodą. :)
    Buziaki, czekam na następną i mocno trzymam kciuki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Histeryzowanie Hermiony już sobie wyjaśniłyśmy xD natomiast przeogromnie dziękuję za zwrócenie uwagi na bład, który zaczynałam popełniać - miał być kanon,a zaczynam go usuwać w cień. Przecież to, że ona wyląduje z Ronem nie czyni opowiadania kanonicznym! Owszem, Hermiona miała charakter i postaram się go ukazać już w najbliższym rozdziale :) ;*

      Usuń
  3. Rozdział super. :) Zastanawia mnie tylko ten fakt, że Hermiona jest negatywnie nastawiona do Dumbledora. Jeżeli dobrze pamiętam nigdy nie mówiła nic złego na jego temat, a niektóre sprawy już dawno zostały wyjaśnione Harremu, chyba, że się nie podzielił swoimi informacjami z przyjaciółmi, co uważam za wątpliwe. ;)
    Pozdrawiam, Amicitia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie - negatywne nastawienie Hermiony również :)

      Usuń
  4. Wiecie, że nawet się uśmiechnęłam, jak czytałam o tych prefektach? Pomyślałam, że oto jest odpowiedź na moje wątpliwości, której się nie doczekałam pod zeszłym rozdziałem. Chociaż dalej uważam, że motyw osobnych dormitoriów jest bez sensu (powtórzę jeszcze raz - jakim cudem mają reprezentować swój dom, nie mieszkając w nim?), ale może w końcu się do tego przekonam :)
    No cóż... Po części zgadzam się z Emilyanne. Proszę, nie róbcie z Hermiony histeryczki. Wiem, że musi swoje przeżyć, ale musicie pamiętać, że tak naprawdę to ona była najsilniejsza z całego tria! Jako jedyna przez całą tułaczkę nie miała wątpliwości co jest celem, do którego zmierzają i, że jest to jedyne słuszne zadanie, które ktoś w czasie tej wojny musi wykonać. Przypomnijcie sobie, że Harry miał wątpliwości, czego ma szukać - horkruksów, czy może Insygniów? Ron miał problemy z ocenieniem, co tak naprawdę jest słuszne, co jest najważniejsze, ważniejsze od rodziny i ciepłego domu! A Hermiona... Hermiona od początku wiedziała, jak trudnego zadania się podjęli, wiedziała równocześnie, jak ono jest ważne i jak słuszne! I zawsze dążyła do poznania prawdy, odkrycia sensownego wyjaśnienia dziwnych znaków, wskazówek pozostawionych im przez Dumbledore'a. Jej największym atutem zawsze była wiedza, inteligencja i trzeźwość umysłu w chwili, kiedy wszyscy inni panikowali, kiedy rozkładali ręce z bezsilności. Ona zawsze wiedziała, co zrobić... A jeśli nie, zaglądała do odpowiedniej książki i nawet, jeżeli nie znalazła tam jasnej odpowiedzi, sama ją odkrywała. Nie odbierajcie jej tego. Jasny umysł zawsze był jej charakterystyczną cechą.

    Wiem, że miałyśmy nie porównywać tego opowiadania ze Wspomnieniami, ale jak na razie w Hermionie i Draco nie wyczuwam postaci stworzonych przez Rowling... Ale raczej Lily i Jamesa na początku Wspomnień. Nie łączcie ich tak szybko, zacznijcie od takich sytuacji, jakie spotykaliśmy w książce. Pełnych nienawiści, a nie zaciekawienia. Żadnych niedomówień, w tym co czują! Hermiona go podobno nienawidzi... Ale jej reakcje temu przeczą. Wiadomo też, że Malfoy musi w końcu nabrać cech z epilogu - nabrać szacunku do tria... Ale to nie powinno dziać się tak szybko.
    No i coś, co mnie bardzo dręczy... Patrol z Malfoyem? I to na dodatek ten pierwszy? Nie jest to hmm... zbyt banalne? Nie lepiej ich było dać razem na ostatni patrol? Pierwszy z Hanną, bo dziewczynom będzie się najlepiej dogadać. Drugi z Terrym, który jest z Ravenclawu i przez to ma naprawdę wiele wspólnego z Hermioną (w końcu tiara przydziału zastanawiała się, czy nie umieścić Granger w domu Roweny). No a dopiero ostatni z Draco - z konieczności, bo musi byś sprawiedliwie. I mimo, że Slytherin i Gryffindor od zawsze ze sobą rywalizują (tak jak Draco z Hermioną), zasada patroli jest jasna i nie można jej zmienić przez takie błahe powody. Ale "klasyczna" Minerwa raczej nie dawałaby Hermionie pierwszego patrolu z Malfoyem.
    Wiem, że mino Waszych próśb znowu nawiążę do opowiadań o Lily i Jamesie, ale niestety inaczej się nie da, bo według mnie są to najlepsze porównania dla przekazania Wam tego, co mam na myśli. Otóż zaleciało mi tu motywem wspólnego szlabanu Lily i Jamesa. Wydaje mi się, że trochę na siłę szukacie jakiegoś powodu na splecenie losów Waszych głównych bohaterów... Zupełnie niepotrzebnie. Poczekajcie chwilkę i zróbcie tak, aby ich ścieżki, z punktu widzenia czytelnika, połączyły się przypadkiem. Znając Was, na pewno tym patrolem (tak jak w Waszym przypadku szlabanem) nie dążycie do szybkiego sklecenia romansu, a pewnie wręcz przeciwnie, ale mimo wszystko jest to sztuczne. I chyba jednak nie możecie żyć bez Wspomnień, bo mnie, jako stałej czytelniczce tamtego bloga, naprawdę strasznie tu zalatuje erą Huncwotów. No cóż... Może dlatego, że styl wciąż macie ten sam? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna sprawa - Minerwa McGonagall. Za dużo w niej Dumbledore'a. Wiem, że Minerwa miała w sobie dużo sympatii dla tria, a w szczególności dla Harry'ego - chyba każdy to widział. I były momenty, kiedy stawała się naprawdę serdeczną nauczycielką, która martwiła się o losy swoich uczniów. Pewnie zawsze się nimi bardzo przejmowała, ale zazwyczaj tworzyła maskę - obie z Hermioną były mistrzyniami w ukrywaniu swoich uczuć. Pamiętajcie o tym, bo McGonagall musi pozostać sobą. Dumbledore'a mamy na ścianie i jeden zdecydowanie wystarczy.

      Wspominałam już, że kocham Was za muzykę? Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi, jak głęboka jest muzyka z Harry'ego, bo zawsze służyła jako dopełnienie dla obrazu... A z lekturą jest zupełnie inaczej, wtedy zwraca się uwagę na muzykę równie silnie, jak na czytaną treść :)

      Ah... Czyżby znowu wracały te piękne czasy, kiedy musiałam dzielić komentarze na dwie części, bo przekraczały limit znaków? :)

      Usuń
    2. Nimfadoro!
      Przeogromnie się cieszę, że nadal jesteś z nami i że dałaś nam szansę na odkupienie win :) O tym, ile to dla mnie znaczy za pewne już wiesz :)

      Co do prefektów - pozwolę sobie użyć Twojego argumentu w przyszłości (jak reprezentować...) jeżeli oczywiście nie masz nic przeciwko :) Jest niezwykle trafny i chociaż bardzo chciałyśmy znaleźć "ułatwienie" i umieścić ich od tak gdzieś razem, a powyższe nasze wytłumaczenie wyadawało się być sensowne, o tyle już wiem, że owy argument będzie mi bardzo potrzebny w okolicach kwietnia opowiadaniowego :)

      Hermiona - histeryczka. Już dyskutowałam na ten temat z Emilyanne. Próbowałam jej przekazać swoje wnioski na ten temat... Miałam spore wątpliwości co do początku opowiadania. Wydawało mi się wręcz nienaturalnym i niemożliwym, aby Hermiona nie przeżywała tego wszystkiego co się wydarzyło kilka miesięcy wstecz. W insygniach do końca była ukazana jako silna i z jasno postawionym celem (celem, który jak uważam nie do końca spowodowany był gryfońską odwagą, inteligencją czy przyjaźnią, lecz jak delikatnie już zasugerowałam - dumbledorem. Nie wiem czemu ale moja głowa uwiła wniosek iż to on jest winny temu, co się stało. Wychował ich sobie tak, aby myśleli, że czynią to dobrowolnie podczas gdy poniekąd spełniali jego dawne ambicje "dla większego dobra". Być może się mylę - nie wiem, ale tym się kieruję co chyba już widać :)) Wracając do meritum - histeria wydawała mi się niezbędna podczas gdy stan "normalny" u Hermiony nienaturalnością. Teraz wiem, że to był błąd, ale według pierwotnego planu - miało się to skończyć maksymalnie szybko i tak też się stanie :)

      Co do patrolu - teraz jak o tym pomyślę, mogłoby to wiele ułatwić... Gdybym umieściła ich na końcu, ale co się stało - to się nie odstanie i jakoś z tego wybrnę :)

      Kontakty Draco - Hermiona: wszystko wróci do normy w momencie kiedy histeria się skończy, a więc już w najbliższym rozdziale. Dostaniesz silną Hermionę i skurwysyna Dracze, którzy odnajdą się w rolach jakie napisała dla nich Rowling - słowo :) I nie, patrol nie jest po to, aby ich na siłę ze sobą zbliżyć, przepleść ich losy etc. Tu działa przeznaczenie - motyw przewodni opowiadania xD I Albus. ale o tym wkrótce xD

      Minerwa, ach Minerwa... Tak. Ta uwaga idzie do serduszka i odnajduje odzwierciedlanie w słowach, zdecydowanie!

      Muzyka - jej piękno dostrzegła Avis i jakoś tak mnie nakręciła. Idealnie komponuje się z treścią i automatycznie - te bardziej znane - nasuwają fragmenty z filmu, które niekiedy będą potrzebne jako, że na ich podstawie rozegra się calutka akcja. I niewiarygodnie prosto się pod nią pisze! Jakbym przepisywała to, co kompozytor napisał dawno temu :)

      I pisz tak długie komentarze jakie tylko chcesz! Obie doskonale wiemy, jak bardzo kocham je czytać! A jak uwielbiam na nie odpowiadać! Szkoda tylko, że z dnia na dzień mam coraz więcej obowiązków i coraz mniej czasu na tego typu przyjemność...
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Mowa Draco wbijająca w ziemię. Fajnie to przedstawiłyście wplatając tekst z książki. Scena na miarę Oskara :P Hermiona kłócąca się z Minerwą i Dumbledore’em. Ciekawe. Nie spodziewałam się tego. Czekam na kolejną notkę.
    Sorki, że tak krótko i, że coś przeoczyłam, ale nie mam czasu. Nauka… Chyba rozumiecie.
    Życzę weny.
    Catalleya Carmen

    OdpowiedzUsuń
  6. 'Po jaką cholerę Draco wrócił DO szkoły i dlaczego McGonagall się na to zgodziła?!'- literówka ;)
    Co do większości - ŁAŁ. Objętościowo bardzo mi się podoba, bo lubię na dłużej zostać w świecie Dramione. Rozumiem po co wam AŻ 2 tyg. ale dla Was to chyba TYLKO 2 tyg. Bardzo mi się podoba histeryczka-Hermiona bo chcąc, nie chcąc nie wiemy co myślała i co czuła w 7 księgach pani Rowling. I ja uważam, że histeryzowała tak samo. To co mówił Draco i te fragmenty z książki - super. I na prawdę nieźle ymm... ' ujęte' ( nie wiem jak inaczej powiedzieć).Muzyką mnie już kompletnie rozwaliłyście, bo to moja ulubiona scena w HP I KP. Anonimom mówimy, nie ? Szkoda. Bo nienawidzę logowania się na Blogger, żeby dodać komentarz dlatego będę robić to hurtowo i moich komentarzy spodziewajcie się w piątki/soboty.
    Będę robić to kiedy znajdę czas ;D
    Dzięki za informowanie i sorry za zmianę GG, ale musiałam ;C
    Pozdrawiam
    Ath ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam Waszego bloga o Lily Evans, ponieważ nigdy nie mogłam się zmusić do przeczytania aż tylu rozdziałów. Sama nie wiedziałam nawet po prologu czy będę chciała czytać dalsze części. I nie rozumiem teraz czemu się wahałam. Ten blog jest świetny. Seria o Harrym Potterze, a szczególnie ostatnia część, wywołała we mnie wiele emocji. Radość, złość, smutek, przerażenie... Wasze opowiadanie odnowiło to wszystko, za co jestem bardzo wdzięczna.
    Co do rozdziału - bardzo mi się podoba. Uroniłam nawet kilka łez. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy Draco i Hermiony. Myślę, że Malfoy się zmienił, żałuje tego wszystkiego, co zrobił. No, może nie do końca, ale jednak w pewnym stopniu tak.
    To chyba już wszystko.
    Pozdrawiam,
    Erin ;D

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Elle . Google Chrome, 1366x768. Emma Watson , Tom Felton , Trouble Is Coming , Rose Perdu , Terriblecrash oraz Ayorksie .